Łączna liczba wyświetleń

środa, 13 stycznia 2016

Czas na wpis...

 Hejka!
Dzisiaj chciało mi się coś napisać. Znów chaotyczny post.
Grudzień: mikołajki, moje urodziny, urodziny z koleżankami, "Gwiezdne Wojny", przerwa świąteczna, święta, sylwestra... czy warto o tym pisać? Może w skrócie. Było... no cóż... okej.
 Teraz: jestem w domu. Piszę cokolwiek, bo mam dobre chęci. Jakoś mi nie wychodzi. Chęci słabną. Jest ciemno. To akurat dobrze. Brak chęci. Muszę. Chcę. Polubiłam zimę. Zawsze była dla mnie na 3 miejscu w rankingu pór roku, ale w sumie nie jest tak źle. Zamieniła się miejscem z wiosną (czyli wiosna na 3, a zima na 2. Przynajmniej na jakiś czas). Czas. To bardzo potrzebna rzecz. W zasadzie czas nie jest rzeczą. Nie jest namacalny, ani nie można go naprawić, ani popsuć jak na przykład... telefon. Oczywiście nie mam na myśli tego, że zepsułam telefon. Zegar dużo łatwiej zepsuć niż sam czas. Mimo tego, że zegar nie działa, czas będzie płynął. Czy ja mam depresję? Nie... to by było bez sensu... strata czasu ;)
 A teraz na serio. Cały CZAS było na serio, ale rozluźnię atmosferę jakimś żartem...
- Jak się nazywa człowiek liżący parę wodną?
- Paralizator!
Słaby żart, ale mam na zapas drugi:
-Jak nazywa się wymarła rasa koni?
-Koniec!
Poziom mojego poczucia humoru spadł o jakieś 99%
Ciekawe kto dotrwał do tego momentu wpisu. Ja! Ale gdybym była czytelnikiem to bym już dawno go nie czytała.
Przyszłość: codzienność, rutyna, zwyczajność i stateczność (prawie jak hobbit, tylko okolica brzydsza)
Czasem mi się wydaje, że powinnam zostać filozofem. Lecz zawsze dochodzę do tego, że jednak nie. Zdecydowanie nie.
Okej... na koniec zdjęcia i piosenka: COMA 100 tysięcy jednakowych miast


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz